Stłumiony popyt, ograniczona podaż, polityka ekologiczna i złe wyczucie czasu to przepis na szybujące w górę ceny energii, których ochłodzenie może zająć od trzech do sześciu miesięcy. Europa jest szczególnie zagrożona z powodu niskich zapasów i dużą zależność od gazu ziemnego. W ostatnich tygodniach gwałtownie wzrosły ceny energii, a zwłaszcza gazu ziemnego, co skłoniło kraje do wznowienia wytwarzania energii elektrycznej z węgla. To z kolei spowodowało gwałtowny wzrost cen węgla.
Szok wynika z połączenia czynników popytu i podaży. Z perspektywy popytu silne globalne ożywienie zwiększa popyt na energię elektryczną i paliwa. Co więcej, po dość surowej zimie 2020/2021 na półkuli północnej zapasy gazu ziemnego (LNG) pozostały na niskim poziomie, a teraz kraje spieszą się z uzupełnianiem zapasów, aby przygotować się na chłodniejszą pogodę. Ponadto Chiny zdecydowały się również wdrożyć nowe przepisy dotyczące ochrony środowiska, które dodatkowo zwiększyły popyt i zachęciły firmy do gromadzenia zapasów LNG.
Po stronie podaży, w USA około 40% dostaw gazu zostało wyłączonych w następstwie huraganów. Mimo że Rosja wypełnia swoje zobowiązania umowne wynikające z umów długoterminowych, to jednak ogranicza eksport, ponieważ zanim zwiększy dostawy na rynki światowe, musi w znacznym stopniu uzupełnić zapasy na zimę. Handel światowy pozostaje ograniczony z powodu ograniczonych możliwości żeglugowych i portowych na całym świecie.